Geoblog.pl    pablas    Podróże    Szlakiem jedwabiu i herbaty ku miastu białych nocy (w budowie)    Panta rei
Zwiń mapę
2009
15
lip

Panta rei

 
Chiny
Chiny, Kunming
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11894 km
 
O tym, że Kunming jest najszybciej rozwijającym się miastem w południowo-zachodnich Chinach, mogliśmy się przekonać, gdy szukaliśmy opisanej w przewodniku muzułmańskiej uliczki handlowej. Choć przewodnik był nowy, to wydrukowany w nim schematyczny plan miasta nijak nie zgadzał się z rzeczywistością. Zamiast kilku wąskich zaułków w interesującym nas miejscu znaleźliśmy szeroki bulwar otoczony wieżowcami. Tuż obok, gdzie miało zaczynać się stare miasto z drewnianą zabudową, zza ogrodzenia z blachy falistej wyrastały prawie ukończone kilkupiętrowe apartamentowce.

Ścisłe centrum miasta zdominował architektoniczny beton, szkło i stal. Drapacze chmur otaczające główny plac strzelały w niebo tworząc jakby ściany studni, lecz rzucały niewiele cienia, gdyż letnie słońce świeciło prawie w zenicie. Nie było wiatru. Nieruchome powietrze falowało od upału i nawet zmyślne fontanny ukryte w chodnikach nie pomagały. Kto tylko mógł, szukał ochłody w klimatyzowanych wnętrzach McDonalda, KFC i innych restauracji.

Klika przecznic dalej znaleźliśmy w końcu stare miasto. Ocalał tylko jeden kwartał niskich domków z drewna i cegły, rozpadających się ze starości i nędzy, przytłoczonych z każdej strony przez napierającą nowoczesność. Wielkie tablice reklamowe litościwie zasłaniały ich zniszczone fasady, lecz nie mogły ukryć powszechnego stanu rozkładu jaki panował wokół. Podobno mieszkańcy są zbyt biedni, by dokonywać niezbędnych remontów, a władze miasta wolałyby widzieć w tym miejscu nowoczesne osiedle. Jeśli wierzyć jednemu z przechodniów, w planach jest przesiedlenie mieszkających tu ludzi i pozostawienie jednej ulicy ze starą zabudową przekształconą w hoteliki i sklepy z pamiątkami.

Wśród walących się podwórek czekała nas niespodzianka: targ zwierząt i roślin. Z klatek, koszy i akwariów dobiegało głośne ćwierkanie, kwilenie, syczenie i cykanie. Kociaki ryzykowały rozdeptanie bawiąc się wprost pod nogami kupujących, żółwie wodne wyciągały z ciekawością szyje, gdy czyjaś ręka podsuwała im zielone liście, a duże papugi próbowały dziobami otworzyć drzwiczki swoich klatek i uciec na wolność. Odwiedzających było dużo, właściwie sami Chińczycy, lecz większość ograniczała się do oglądania i wyrażania zachwytu lub odrazy na widok egzotycznych zwierzaków. Jak długo jeszcze będzie istniało to miejsce? Czy zostanie przeniesione do betonowej hali targowej, czy po prostu zlikwidowane?

W Parku Zielonego Jeziora było tłoczno. Tłumy oblegały betonowe ławki w cieniu wierzb, platanów i bananowców. Tam, gdzie cień nie sięgał, ludzie otwierali parasole lub próbowali zasłonić się od słońca gazetą. Widok kwitnących lotosów pokrywających niemal całą taflę jeziora koił wzrok i pozwalał lepiej znosić lejący się z nieba żar.

Niektórzy przyszli tu nie tylko po to, by odpoczywać. Przynieśli ze sobą instrumenty i teraz zawzięcie ćwiczyli gamy lub całe utwory. W kilku miejscach parku spontanicznie powstały całe orkiestry grające na chińskich lutniach (pipa), chińskich skrzypcach (erhu) i chińskich fletach. Muzyka, nie zawsze doskonała, była słyszalna prawie wszędzie, ale zdaje się, że nikomu nie przeszkadzało. Zauważyłem, że większość grających to ludzie starsi.

- Nie znają nowoczesnych rozrywek – wydęła wargi studentka z pobliskiego uniwersytetu. – Nie umieją obsługiwać komputera, a Internet to dla nich czarna magia.

Dla wielu młodych Chińczyków kafejki internetowe stanowią główne miejsce, gdzie można wypocząć i się zabawić. Duże sale, pełne komputerów i papierosowego dymu, są czynne całą dobę i niemal zawsze pełne. Młodzież przede wszystkim gra w gry sieciowe i czatuje. Z słuchawkami na uszach i nieodłącznym Red Bullem w ręku siedzą do późnej nocy, a kiedy się zmęczą, zasypiają z głową na klawiaturze. Cała noc zabawy kosztuje ich mniej niż 20 juanów.

Nocą Kunming odżył korzystając z wieczornego chłodu (choć co to za chłód powyżej 20 stopni?). Chodniki zapełniły się straganami z przekąskami i zimnymi napojami. Wydaje się, że w ten sposób dorabia tu co drugi przedsiębiorca. Lokal, gdzie za dnia mieścił się szewc, w nocy zmienił się w punkt gastronomiczny, przy czym sprzedawca był ten sam. Nawet właściciel naszego mikrohoteliku w zaułku niedaleko dworca prowadził nocny kram z kurzymi łapkami.

Musieliśmy się trochę natrudzić, żeby znaleźć hotel, ale bynajmniej nie dlatego, że w Kunmingu ich nie ma. Wręcz przeciwnie. Jeszcze na dworcu dopadło nas kilku nagabywaczy oferujących nocleg w „luksusowych warunkach i niskiej cenie”, z tym, że cenę było od nich trudno usłyszeć. Po dłuższej rozmowie wyjawiali, że chodzi tylko o 120 juanów, co ma być najniższą ceną dla obcokrajowców, w dodatku przecież znacznie niższą niż bilet lotniczy z Europy do Chin. Potem przekonywali, że każdy tańszy hotel będzie dla nas zbyt niebezpieczny, a poza tym tanie hotele nie przyjmują cudzoziemców. Widać było, że mieli duże doświadczenie w naciąganiu turystów.

A jednak trafiliśmy na nocleg równie dobry i ciekawy, co cały pobyt w Kunmingu. Za 17 juanów od osoby dostaliśmy pokoik wielkości dwóch łóżek i łazienkę z ciepłą wodą. Właściciel był filigranowy nawet jak na Chińczyka, mógł mieć ze 140 cm wzrostu (śmialiśmy się, że pokoje projektował dla siebie), ale przekrzyczeć potrafił każdego. I nie przywiązywał wagi do formalności meldunkowych. Pozwolił nam samym wypełnić księgę hotelową, a jako przykład pokazał nam wpis jakiegoś Niemca, który zamiast numeru paszportu i wizy wpisał po prostu MATTHIAS AUS DEUTSCHLAND.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pablas
Paweł Błaszak
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 25 komentarzy25 158 zdjęć158 0 plików multimedialnych0