Geoblog.pl    pablas    Podróże    Szlakiem jedwabiu i herbaty ku miastu białych nocy (w budowie)    Prawie jak w Mongolii
Zwiń mapę
2009
06
cze

Prawie jak w Mongolii

 
Kirgistan
Kirgistan, Sary-Mogol
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6987 km
 
Okazało się, że z Osz do Sary Tasz i Sary Mogul kursuje prywatny transport. Niemal codziennie przyjeżdża stary autobus marki ził i zabiera wszystkich chętnych. Niemal codziennie, a więc za wyjątkiem dnia, w którym go potrzebowaliśmy. Zamiast do Sary Mogul pojechaliśmy wiec do wioski Ak Bodo leżącej u podnóża przełęczy Taldyk.

Droga wiodąca doliną rzeki Taldyk nie została jeszcze uprzątnięta po wiosennych roztopach. W asfalcie zieją potężne wyrwy wypełnione żwirem, żwir leży także na bardziej równych fragmentach trasy. Po obu stronach jezdni wznoszą się hałdy dużych głazów usuniętych przez chińskie ekipy remontowe. Chińczycy remontują i budują drogi na całej długości od Osz do granic Chin i Tadżykistanu. Wszyscy się tu zastanawiają, jak poradzi sobie chiński asfalt z kirgiskimi zimami.

Nasz mikrobus był wypełniony po brzegi. Tak się złożyło, że kobiety z Ak Bodo wracały nim z targu w Osz. Wielkie kraciaste torby zajmowały każdy kawałek wolnej przestrzeni, włącznie z kolanami swoich właścicielek. Gdzieś spomiędzy tego bałaganu dobiegało od czasu do czasu popiskiwanie żywych kurcząt. Trzeba było się jednak dobrze wsłuchać, bo niemal przez cały czas rozlegał się trajkot jadących przekupek. Ich gromkie salwy śmiechu potrafiły zagłuszyć nawet ryk silnika. Jedna z kobiet nieźle władała rosyjskim, więc zanim dojechaliśmy na miejsce, wiedzieliśmy już wszystko o nich, a one o nas. W babskim towarzystwie zostaliśmy razem z Guzą wyswatani chyba ze trzy razy. Nie udało nam się tylko ustalić, czy żony mamy zabrać ze sobą, czy raczej powinniśmy osiąść na stale w Kirgizji.

Pogoda w Ak Bodo była paskudna. W padającym lodowatym deszczu próbowaliśmy znaleźć transport poza przełęcz, ale szło nam to bardzo topornie. Niby byliśmy już umówieni z kierowcą wołgi, który pojechał zawieźć inna grupę do Sary Tasz, ale z każdą upływającą minutą stawało się jasne, że po nas nie wróci. Na szczęście zlitował się nad nami jeden z gospodarzy i zaoferował nam ciepły kąt z gorącą herbatą i lepioszką.

Tymczasem deszcz przeszedł w śnieg i okolica nabrała upiornego wyglądu. Nisko wiszące chmury przykrywały stoki okolicznych gór i odbierały resztki barw krajobrazowi. Wkrótce wszystko jawiło się w odcieniach szarości - idealna sceneria dla pierwszych wersji Drakuli i Nosferatu. Brakowało tylko wycia wilków.

Nasz gospodarz sprostał wymogom tradycji i zaoferował nam nocleg. Przedstawił tez swoja rodzinę i z dumą pokazał swoją 2-tygodniowa wnuczkę Medinę, ale widać było, że nasz pobyt nie jest mu na rękę. Późnym wieczorem, kiedy pochłanialiśmy ogromną porcje plovu, wpadł z wiadomością, że znalazł dla nas transport do Sary Mogul. Jakiś samochód musiał zawrócić z przełęczy, bo kończyło mu się paliwo i zgodził się zabrać nas za 180 som od osoby. Była to bardzo korzystna oferta, wiec jak najszybciej wzięliśmy plecaki i wyszliśmy na drogę.

W ciemnościach zobaczyliśmy furgonetkę UAZ wypełnioną ludźmi. Wkrótce już wiedzieliśmy, że to cała drużyna piłkarska wracająca z jakiejś spartakiady. Byli w dobrych humorach, bo udało im się zdobyć brązowy medal, ale miny im trochę zrzedły, kiedy załadowaliśmy się do środka. 15 osób i bagaże w małym mikrobusie oznacza nieziemski ścisk. Przypomniała mi się moja ubiegłoroczna jazda po mongolskich autostradach, choć tym razem przejazd miał trwać na szczęście tylko kilka godzin, a nie parę dni.

Tuz za Ak Bodo droga prowadzi ostro pod górę na główny grzbiet Gór Ałajskich. Przez ponad pół godziny nasz łazik wspinał się po wybojach, tracąc od czasu do czasu przyczepność w kilkunastocentymetrowej warstwie śniegu. Ale kierowca wiedział co robi i udawało nam się jakoś wydostać. W końcu osiągnęliśmy liczącą 3615 m n.p.m. przełęcz Taldyk i po krótkim zjeździe zaczęliśmy kolejny podjazd na drugą przełęcz wysoką na 3541 m n.p.m.

Biel śniegu dookoła sprawiała, że mimo ciemności widzieliśmy urwiste przepaście ograniczające wąskie serpentyny. Był to widok imponujący i przerażający zarazem. Mogliśmy podziwiać śmiałość inżynierów, którzy poprowadzili tędy tą trasę, ale nie mogliśmy nie myśleć o wszystkich tych samochodach, które spadły nie mieszcząc się w ciasnych zakrętach. Padający wciąż śnieg nie napawał nas optymizmem. Na szczęście bez większych przygód dojechaliśmy do Sary Tasz. Tutaj kierowca zrobił krotką przerwę, by uspokoić nerwy i ostudzić silnik. Dalej jechaliśmy już po płaskim dnie Doliny Ałajskiej.

Do Sary Mogul dojechaliśmy o 1. w nocy i od razu zostaliśmy przyjęci na nocleg u jednego z gospodarzy. Rano okazało się, że jesteśmy w komercyjnej miejscowości, gdzie turyści płacą za wszystko. Ale nawet dodatkowe 100 som za nocleg oznaczało, że dojechaliśmy na miejsce poniżej zakładanych kosztów. Oby tak dalej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
irien
irien - 2009-07-13 22:38
Tym razem widokow nie zazdroszcze. ;)
"Pogoda w Ak Bodo byla paskudna. Brakowalo tylko wycia wilkow." I Boda? :]
 
irien
irien - 2009-07-13 22:40
I co dalej?
Lektura wciaga. pozdr. ;)
 
pablas
pablas - 2009-07-15 15:57
O tak, zwlaszcza Boda ;-)
 
 
pablas
Paweł Błaszak
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 25 komentarzy25 158 zdjęć158 0 plików multimedialnych0