Leżałem na plecach z zamkniętymi oczami. Nie spałem już od jakiegoś czasu, ale nie miałem ochoty wstawać. Łagodne kołysanie i monotonny szum wagonu wprawiały mnie w przyjemny letarg. Nagle poczułem, że ktoś przechodzący koło mojej kuszetki zatrzymał się i pochylił nade mną. Przekręciłem głowę i otworzyłem oczy.
Ujrzałem przed sobą uśmiech szeroki do granic możliwości i pogodny jak majowy poranek. Przez chwilę rząd białych zębów istniał w mojej głowie indywidualnie, pozbawiony otoczenia, lecz wkrótce dołączyły do niego usta, nos i oczy. Rozpoznałem znajomą twarz prowadnicy.
- Głowa boli? – spytała.
Odpowiedź na to pytanie wymagała zastanowienia. Uniosłem się trochę na łokciu i rozglądając powoli dookoła zanalizowałem stan swojej czaszki. Doszedłem do wniosku, że nie czuję zupełnie nic. Potrząsnąłem głową bardziej zdecydowanie.
Prowadnica odchyliła się do tyłu, a jej uśmiech na moment stał się jeszcze szerszy.
- Nu, wy wcziera mnogo wypili!
Sekundę potem zniknęła w głębi wagonu pozostawiając mnie w niepewności czy właśnie usłyszałem naganę, czy komplement.
Wyjrzałem przez okno. Krajobraz zmienił się od wczoraj. Po uralskich pagórkach nie pozostał żaden ślad. Horyzont był linią prostą oddzielającą ciężkie burzowe chmury od brzozowego lasu i rozległych polan. Od czasu do czasu w oddali przesuwały się drewniane chaty. I to wszystko. Kolejne wioski nie różniły się od poprzednich, drzewa i trawy wciąż były takie same. Już po kilkunastu minutach poczułem dejavu.
Przez Nizinę Zachodniosyberyjską pociąg jedzie dłużej niż 24 godziny. W tym czasie można poczuć jak rozległa jest Rosja. Gdy krajobraz za oknem nie zmienia się przez długie godziny, człowiek zaczyna mimowolnie odczytywać tabliczki z podaną odległością od Moskwy. Pod koniec dnia już nawet to może nie wystarczać. Zaczyna się tęsknić za górami, albo choćby najniższymi pagórkami. Nawet kopiec kreta byłby w sam raz.
Największym zaskoczeniem są syberyjskie miasta. Pojawiają się bez najmniejszej zapowiedzi. Jeszcze minutę temu pociąg sunął przez brzezinę, a teraz za oknem przemykają betonowe blokowiska. Ciągną się długo, ograniczają pole widzenia, rażą kontrastem w stosunku do wcześniejszego widoku. I tak samo nagle się kończą ustępując miejsca lasowi.