1 USD – 43 som
1 eur – 57 som
Na przejściu granicznym Chanabad – Bekabad było całkiem miło. Uzbeccy pogranicznicy z zainteresowaniem przejrzeli nasze paszporty, a celnik z uciechą kazał łaciatemu psiakowi obwąchać nasze plecaki. Psina męczył się długo, już mu się wydawało, że coś zwęszył, ale w końcu się poddał. Za to celnik z pogranicznikiem dobrali się do naszej apteczki. Wypytali nas o zastosowanie wszystkich medykamentów i środków opatrunkowych z herbatkami ziołowymi włącznie. W końcu nasze dane osobowe zostały z trudem wklepane do komputera i mogliśmy dostać pieczątki wyjazdowe.
Na uzbeckich bramkach spędziliśmy w sumie pół godziny. W tym czasie kilkanaścioro autochtonów zostało przepuszczonych praktycznie bez żadnej kontroli. Inna sprawa, że ich jedynym bagażem była zwykle reklamówka.
Po stronie kirgiskiej trochę się wynudziliśmy. Choć przejście trwało również pół godziny, nie mieliśmy wiele do roboty. Obsługa składała się z trzech mężczyzn. Jednego z nich, ubranego w wymięty podkoszulek i czerwony dres adidasa, rozpoznaliśmy jako celnika, gdy zaczął nas wypytywać o narkotyki i broń. Mundury pozostałych nie budziły wątpliwości. Jeden zabrał się za skanowanie i rejestrację naszych paszportów, a drugi w tym czasie przybijał pieczątki i brał łapówki od przechodzących Uzbeków. Pogranicznicy z bramki w stronę Uzbekistanu najwyraźniej nudzili się bardziej niż my, bo jeden zaczął nam pstrykać przez szybę zdjęcia. I tak w blasku fleszy weszliśmy do Republiki Kirgizji.
Różnice miedzy Kirgistanem a Uzbekistanem dało się zauważyć od razu i nie chodzi tu bynajmniej o kantor tuż za bramkami. Przed granica w roli taksówek zamiast uzbeckich Daewoo stały zachodnie marki samochodów. Jako że autobusy tu nie dojeżdżają, wzięliśmy passata za 37 som/os (4 USD/auto). Taksiarz znał miejsce pod namioty niedaleko sanatorium, wiec skorzystaliśmy z jego pomocy. Rozbiliśmy się niedaleko źródła wody tak bardzo mineralizowanej, że aż słonej i jednocześnie jakieś pół godziny drogi od dużego bazaru w mieście. Zwłaszcza bazar się przydał. Wymieniliśmy kasę i zabraliśmy się do rozpoznawania poziomu cen. Na szczęście nie różni się zbytnio od cen Uzbeckich, choć warzywa są ciut droższe (pomidory 50 som/kg; w sezonie będzie dużo taniej). Jedyny problem to przyzwyczajenie się, że ceny są podawane w dziesiątkach, a nie w tysiącach.