Przeżyj niezapomniane chwile zwiedzając jedno z najstarszych zachowanych miast w prowincji Yunnan! Wejdź w obręb jego murów przez jedną z czterech masywnych bram i pozwól się zagubić w wąskich zaułkach, przy których stoją budynki pamiętające czasy dynastii Ming. Zachwyć się drewnianymi, bogato rzeźbionymi frontami domów, ich drzwiami i okiennicami, a także porośniętymi mchem i trawą spadzistymi dachami. Wsłuchaj się w delikatny plusk wody przelewającej się dziesiątkami kanałów biegnących wzdłuż brukowanych uliczek. A jeśli się zmęczysz, skuś się na czarkę zielonej herbaty w jednej z licznych herbaciarni i spędź kilka chwil na głównym deptaku, na którym lokalni rzemieślnicy wytwarzają i sprzedają ozdoby z marmuru i srebra. Możesz też przenocować w jednym z dziesiątek hotelików oferujących pokoje na każdą kieszeń i na każdy gust.
Tak mógłby brzmieć krótki opis miasteczka Dali w turystycznym folderze. Wszystko to jest prawdą, miasto jest stare, otoczone murem i jako jedno z niewielu w Chinach zachowane w niemal oryginalnym stanie. I dlatego jest tak bardzo turystyczne. Odwiedzają je miliony turystów rocznie. W przeważającej większości Chińczycy, choć główny deptak miasta nosi miano Ulicy Obcokrajowców i co chwilę słychać na nim język angielski.
Na głównych ulicach i w zaułkach bywa ciasno, wciąż trzeba uważać, by na kogoś nie wpaść, nie szturchnąć, nie podeptać. Być może to spowodowało, że od razu zaczęliśmy zauważać inne niedogodności i niedociągnięcia. Budynki są często oszpecone porozwieszanymi byle jak kablami; bruk na uliczkach wielokrotnie okazuje się być betonową kostką; z wielu kanałów zionie fetor; w barach i restauracjach dominuje kuchnia Zachodu z fast-foodami na czele; zdarza się, że sprzedawany przez rzemieślników marmur jest lekki jak piórko i przy stuknięciu wydaje plastikowy odgłos, a zachwalane jako srebrne statuetki po zadrapaniu ukazują gipsowe wnętrze.
A nade wszystko atmosfera Dali przypomina tą znaną nam z uzbeckiej
Chiwy – atmosferę sztuczności, robienia czegoś na siłę i wyłącznie dla zysku.
Jeden dzień wystarczył nam aż nadto, żeby nasycić się tą turystyczną perełką. Wieczór i noc spędziliśmy w Nowym Dali, jakieś pół godziny drogi autobusem na południe. Tu mieliśmy wszystko, czego nam potrzeba: miasto żyjące swoim naturalnym rytmem, lokalne restauracje z obsługą nie znającą angielskiego, tani hotel w pobliżu dworca i z wolna pustoszejący wieczorem deptak nad rzeką.