Geoblog.pl    pablas    Podróże    Szlakiem jedwabiu i herbaty ku miastu białych nocy (w budowie)    Kirgistan - droga do Chin i kosztorys
Zwiń mapę
2009
15
cze

Kirgistan - droga do Chin i kosztorys

 
Kirgistan
Kirgistan, Irkeshtam
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7080 km
 
Z Sary Tasz do przygranicznej wioski na przełęczy Irkesztam prowadzi droga będąca atrakcją dla podróżników i przekleństwem dla kierowców. Ci pierwsi zachwycają się widokami: najpierw szeroką Doliną Ałajską zamkniętą przez niebotyczny mur Pamiru, później rozległym płaskowyżem otoczonym ośnieżonymi szczytami, a w końcu wąską gardzielą wąwozu rzeki Kok Suu. Dla nich też przeżyciem jest sam przejazd wąską, dziurawą i pełną leżących głazów szutrówką. Będą mogli później powiedzieć, że jechali mongolską autostradą w Kirgizji. Na taką argumentację kierowcy kamazów rzucają ciężkim przekleństwem i mocniej zaciskają ręce na trzęsącej się kierownicy.

Wkrótce jednak odczucia i jednych, i drugich się zmienia. W ciągu najbliższych dwóch lat, dzięki chińskim wykonawcom, droga ma zostać gruntownie przebudowana i zmodernizowana. Wszystko wskazuje na to, że termin zostanie dotrzymany, bo już teraz końcowym odcinkiem przed przełęczą Irkesztam wiedzie równa nitka asfaltu. Los kierowców się poprawi, a podróżnikom pozostanie podziwianie widoków i wspominanie starej, doskonale wpisującej się w krajobraz szutrówki.

Złapanie kamaza do granicy było sporym wyzwaniem. Przejeżdżający kierowcy na widok trójki osób i dużych plecaków kręcili tylko głowami. Na szczęście udało się nam przekonać gościa grzebiącego w silniku na poboczu i po skończonej naprawie mogliśmy się z nim zabrać.

Po drodze przeżyliśmy niemały wstrząs na widok wioski Nura, a właściwie jej ruin. W zeszłym roku miało tu miejsce trzęsienie ziemi. Z budynków nie pozostał kamień na kamieniu. Zginęło 70 osób, które pochowano nieopodal szosy na nowym cmentarzu. Dziś między ruinami stoją kolorowe baraki Czerwonego Krzyża, a po popękanym asfalcie jeżdżą ciężarówki z materiałami budowlanymi. Wioska jest odgruzowywana i powoli wraca do normalności. Z pewnością jednak minie wiele czasu, zanim budynki zostaną w pełni odbudowane. I jeszcze więcej, zanim mieszkańcy wrócą do normalnego życia po tej tragedii.

Do granicy dojechaliśmy w porze przerwy obiadowej, więc mieliśmy trochę czasu, żeby zrobić ostatnie zakupy i rozejrzeć się po wiosce. Choć wioska to sformułowanie nieco na wyrost. Irkesztam to skupisko blaszanych baraków i barakowozów, bezładnie rozrzucone w obniżeniu między pustynnymi górami i tonące w pyle wzbijanym przez przejeżdżające ciężarówki. Oprócz blachy głównym budulcem są tu opony, które walają się dosłownie wszędzie. Z opon są zrobione schodki, ławeczki, a nawet placyk zabaw dla dzieci. I chociaż ludzie okazali się tu bardzo mili, nie było to miejsce, w którym chcielibyśmy zostać na dłużej. Dlatego zaraz po przerwie obiadowej weszliśmy na granicę.

Trochę się obawialiśmy, bo wiedzieliśmy, ze kirgiscy celnicy są skrupulatni aż do przesady, a po Chińczykach można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Tym razem jednak pozytywnie się rozczarowaliśmy. Kirgizi sprawdzili nam tylko paszporty nie patrząc nawet na nasze plecaki. Pogadali z nami przez chwile, najwyraźniej ucieszeni, ze znamy rosyjski, a potem załadowali nas do chińskich ciężarówek jadących dalej.

Po paru kilometrach czekała nas jeszcze jedna kirgiska kontrola paszportów, a jeszcze kilka kilometrów dalej - kontrola chińska. Przez całą drogę próbowałem zamienić parę słów z wiozącym mnie Chińczykiem, ale ten milczał jak zaklęty. Stęknął tylko pokazując, że mam wysiąść przed chińskimi bramkami.

Chińscy celnicy pracowali pod gołym niebem sprawdzając wjeżdżające i wyjeżdżające samochody. Jak łatwo się domyślić, najbardziej byli zainteresowani kirgiskimi ciężarówkami, swoje pozostawiając praktycznie bez kontroli. Na nas spojrzeli z zaciekawieniem, ale bez zaskoczenia. Jeden zabrał nam paszporty, a inny kazał mi otworzyć plecak. Najbardziej zainteresowało go pudełko z przyprawami, które oglądał i wąchał przez ładnych parę chwil. Uznał chyba jednak, że papryka, pieprz, sól i "warzywko" nie są groźne i pozwolił mi się zabierać. Na bagaż reszty nawet nie spojrzał.

Musieliśmy jeszcze poczekać, aż wojskowy machnie nam zieloną chorągiewka i mogliśmy iść do wskazanych ciężarówek. Trafiliśmy z Tomkiem na Kirgiza, który musiał swój wóz rozebrać praktycznie na części. Sprawdzali mu nawet zapasowe dętki. Przez następnych kilka kilometrów mieliśmy okazję wysłuchać litanii przekleństw na chińskich celników.

Ostatnie bramki po stronie chińskiej były bardzo okazale. W nowoczesnym, klimatyzowanym budynku musieliśmy wypełnić karty imigracyjne i zdrowotne, oddać parę warzyw, do których przez nieuwagę się przyznaliśmy i przytknąć oko do czujnika temperatury. Gdy przytknąłem swoje, wyświetlacz wskazał 37,1*C i rozległo się wycie syreny przeciwlotniczej. Poczułem na sobie wzrok wszystkich osób obecnych na posterunku. Oczyma wyobraźni zobaczyłem siebie odesłanego na kwarantannę jako nosiciela wirusa H1N1, ale na szczęście skończyło się tylko na powtórnym pomiarze (i ponownym alarmie, rzecz jasna). Widocznie byłem jeszcze wystarczająco zdrowy, by zostać wpuszczonym do Chin. Została nam jeszcze ostateczna kontrola paszportów, wbicie pieczątek i rentgen plecaków. I już. Wjechaliśmy do Państwa Środka.

Za sobą zostawiliśmy Kirgistan, który będę miło wspominał ze względu na niskie koszta. Choć generalnie jest to kraj droższy niż sąsiedni Uzbekistan, sporo zaoszczędziliśmy nocując za darmo w gościnie i podróżując po prowincjonalnym południu.

W czasie naszego pobytu za 1 USD dostawało się średnio 43 somy, a za 1 euro - 57 som.

Przykładowe ceny:
Lepioszka - 8-15 som (do wyboru, do koloru);
Pomidory (kg) - 35-40 som;
Cebula, ogórki (kg) - 20-25 som;
Orzechy (kg) - 80-100 som;
Szaszłyk (4 szt.) - 20-30 som;
Lagman (porcja) - 15-25 som;
Duży czajnik herbaty - 5 som;
Marszrutka - 6 som;
Internet (godz.) - 35 som;
Bus z Dżalalabadu do Osz - 80 som;
Kefir, kumys (litr) - 15-20 som;
Piwo: "Nasze" - 23 som; "Baltika" - 30 som;
Wino - od 30 som;
Wódka (0,7 l) - od 40 som;
Koniak (0,7 l) - od 30 som;
Minuta rozmowy do Polski - 4 som.

Na 4 płatne noclegi wydaliśmy po 390 som (ok. 9 USD/os.). Przejazdy kosztowały nas niecałe 1000 som (ok. 25 USD/os). W sumie w ciągu 23 dni pobytu w Kirgistanie wydąłem 100 USD. Nie ma szans, żeby w Chinach też było tak dobrze...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2011-02-02 13:08
Super wyprawa.Zazdroszcze Ci Uzbekistanu i Kirgistanu.Fajnie opisywana podroz no i kosztorys.
 
 
pablas
Paweł Błaszak
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 25 komentarzy25 158 zdjęć158 0 plików multimedialnych0