Bede pisal wlasciwie o noclegach, bo te cholerne dworce autobusowe (zawsze czyste i z mnostwem miejsca do przenocowania) sa tu zamykane o 18. czasu pekinskiego, a nocni stroze sa po prostu nieprzekupni.
Na szczescie wokol miasteczek ciagna sie pola. Zwykle rosnie na nich kukurydza lub zboze zasiane tak, by wypelnialo kazdy skrawek ziemi za wyjatkiem kanalu nawadniajacego i waskiej miedzy ze sciezka, lecz czasem trafiaja sie ugory lub pastwiska. W ystarczy wtedy poczekac do zmroku i mozna smialo stawiac namioty. Nawet jesli w poblizu sa domy i rano ktos zdybie intruzow, nie ma z tego zadnej awantury. Bardziej prawdopodobna jest atmosfera zdumienia i niedowierzania.
Dworce autobusowe leza zwykle blisko centrum. Jesli miasteczko jest male, do pol mozna spokojnie dojsc pieszo. W wiekszych miejscowosciach bralismy motoriksze (kurs za miasto to 10 juanow). Na hotel skusilismy sie tylko w najwiekszym Hotanie.
Z kolei w Ruoqiang byl pewien problem. Na hotel nie mielismy ochoty (wynikalo to bezposrednio ze skromnych funduszy), a wsrod okolicznych pol jak okiem siegnac nie bylo widac ugorow. Skonczylismy ma glownym placu czekajac, az spoznieni imprezowicze rozejda sie do domow. Pozniej znalezlismy miejsce obok Chinczyka spedzajacego noc tak jak my - pod golym niebem. Co ciekawe, tym razem nie towarzyszyly nam zdumione spojrzenia. Czyzby spanie w parku bylo tu czyms normalnym?