Moznaby sie spodziewac, ze w regionie, w ktorym nie ma linii kolejowych, komunikacja autobusowa bedzie szczegolnie rozwinieta. I faktycznie, w Xinjianie autobusy docieraja nawet do najmniejszych wiosek, a z kupnem biletow nie ma wiekszych problemow. Jedyna niedogodnoscia sa godziny odjazdow i czestotliwosc kursowania. Popoludniowych i nocnych autobusow praktycznie nie ma, a do wiekszosci miast na trasie jedwabnego szlaku jest tylko jeden kurs dziennie. Biada temu, kto sie spozni na poranny odjazd. Nas to na szczescie nie spotkalo, lecz pokonanie pustyni Takla-Makan i tak zajelo nam caly tydzien.
Pomiedzy Kaszgarem a Xinningiem na trasy wyjezdzaja rozne maszyny. Krotkie odcinki to domena starych, dwudziestokilkumiejscowych busow, ktorych stan techniczny z trudem pozwala na to, by toczyly sie przed siebie. Jezdzac nimi trzeba uwazac, by nie stracic zebow na co wiekszych wybojach, a sama podroz staje sie zosna tylko dzieki swiadomosci, ze bedzie krotsza niz 100 km.
Lepiej jest na dluzszych dystansach. Trasy do 300 km sa obslugiwane przez nowoczesne i calkiem wygodne autokary. Jest w nich klimatyzacja i telewizor z ujgurskimi teledyskami (lub filmami z ujgurskim dubbingiem i chinskimi napisami). Nas draznilo jedynie malo miejsca na nogi, ale Ujgurom mala odleglosc miedzy siedzeniami zdawala sie nie przeszkadzac.
Na najdluzszych trasach, liczacych niejednokrotnie powyzej tysiaca km, jezdza okrety flagowe chinskiej komunikacji: autobusy sypialne. Rzecz to w Europie nieznana – autokar, w ktorym zamiast siedzen sa trzy rzedy pietrowych kuszetek z malenkimi poleczkami na bagaz podreczny. Najnowsze modele maja nawet czerwona wykladzine na podlodze, a ich pasazerowie sa zmuszani przy wejsciu do zdjecia butow, by nie zniszczyc miekkiego materialu. Dla mieszkancow Chin sa one wygodnym sposobem na dlugie, czesto 24-godzinne przejazdy, lecz u Europejczykow moga powodowac lekka frustracje.
Przyjrzyjmy sie chocby kuszetkom. Chinscy konstruktorzy wzieli zapewne pod uwage dwa fakty: (1) chinski narod nie grzeszy wzrostem, oraz (2) autokar musi przewozic mozliwie najwieksza liczbe osob, a nastepnie, poddajac (1) i (2) serii obliczen i przeksztalcen ze zmiennymi, otrzymali ich optymalna dlugosc rowna 170 cm. Dzieki temu niemal kazdy przybysz z Zachodu ma do wyboru: albo lezec pogiety niczym paragraph, albo siedziec uderzajac glowa o sufit lub kuszetke nad soba. W tej sytuacji nie najgorszym rozwiazaniem wydaje sie zrzucenie materaca i zajecie waskiego przejscia miedzy rzedami lezanek. Co prawda nie bylismy na tyle zdesperowani, by tego sprobowac, ale chyba nie wywolaloby to wiekszego zdziwienia, bowiem przejscia sa nagminnie okupowane przez osoby, dla ktorych zabraklo biletow. W ten sposob nasz autobus z Huatuguo do Xinningu byl zapelniony doslownie co do centymetra kwadratowego.
Warto jeszcze wspomniec o rozmiarach tego sypialnego krazownika szos. Dokladne parametry san a pewno do znalezienia w sieci, jednak juz na pierwszy rzut oka widac, ze jest on wyzszy i dluzszy niz zwykly autokar. I tak, wysokosc sprawia, ze pasazerowie na gornych kuszetkach moga poczuc uroki jazdy rollercoasterem, gdy autobus wchodzi z duza predkoscia w zakrety i pokonuje liczne wzniesienia, zas dlugosc wymaga od kierowcow znaczych umiejetnosci w kierowaniu i ocenie odleglosci od ewentualnych przeszkod. I z dlugoscia wlasnie kierowcy maja najwiecej problemow. Na dworcach widzielismy sporo ‘sleeperow’ z wgnieceniami i powybijanymi szybami w okolicach tylnej osi, swiadczacymi o zbyt ostrym manewrowaniu. Jak do nich dochodzi, mielismy okazje przekonac sie na wlasnej skorze.
Bylo to w miejscowosci Chaidanzhen. Lezalem lekko skulony na dolnej kuszetce nr 17, tuz przed tylna osia i ze znudzeniem wygladalem przez okno. Akurat wyjezdzalismy z dworca biorac ciasny zakret. Katem oka dostrzeglem stalowy slupek z bramy, ktory z wolna zblizal sie do autokaru. Byl coraz blizej i blizej, az uswiadomilem sobie, ze dzieli mnie od niego tylko szyba i niewileka ilosc szybko kurczacej sie przestrzeni. W nastepnej chwili uslyszalem przerazliwy zgrzyt, nagle przerwany przez glosny trzask, i poczulem sie jak bohater “Szklanej Pulapki”: bosy i obsypany kawalkami szkla. Na szczescie zdazylem odwrocic glowe i oslonic twarz.
Kierowca zatrzymal autobus i przybiegl do mojej kuszetki. Rozbite okno obrzucil wzrokiem, a mnie – potokiem slow, ktorych nie zrozumialem (krecil przy tym glowa z wyrazna dezaprobata), po czym wrocil na miejsce i ruszyl. Zatrzymal sie troche dalej na poboczu, by juz na spokojnie, z pomoca pasazerow, wymiesc szklo i zakleic okno tasma i kartonem. Wszystko to wygladalo na rutynowa robote i oprocz nas nie budzilo w nikim zdziwienia. A ja, po kilkukrotnym upewnieniu sie, ze nic mi nie jest, moglem sie przesiasc pietro wyzej, gdzie szyba byla wciaz cala, i miec nadzieje, ze jakos dojedziemy do celu bez kolejnych strat.